Za oknem już noc. Przez szpary w żaluzjach do pokoju wpadają
fragmenty blasku latarni, które łączą się ze światłem lampki biurkowej. Tam
leżała tylko kartka i ołówek. On siedział na fotelu i patrzył na blat. Patrzył
nieobecnym i zamyślonym wzrokiem. Wyobrażał sobie, że mógłby wędrować teraz
przez brudne ulice w poszukiwaniu … ofiary (?). W głowie miał ciemny zaułek
i przypadkowego przechodnia, którego częstuje zimnym ostrzem swojego noża, krew trysnęła ... poczuł jej ciepło.
Nagle się ocknął. Rozejrzał się po ciemnym pokoju i otworzył
okno. Na zewnątrz było czuć tylko chłód i przedziwną próżnię. Z powrotem
schował się w fotelu okręcając się na nim dookoła. Zmierzył wzrokiem białą
powierzchnię kartki … biel zdawała mu się emanować nieogarnioną pustką. Postanowił ją jakoś wypełnić, wylać na nią coś
co nadałoby sens temu kawałkowi papieru. Chwycił za ołówek, jak zwykle …
złamany. Motał się w poszukiwaniu temperówki i gumki do mazania. Znalazł.
Na stole leżały już drewniane wióry i stróżki. Ostatnie
spojrzenie na zaostrzony grafitowy szpic i do dzieła. Jego prawa dłoń pełniła
rolę swatki dla kartki i ołówka. Zapoznał ich ze sobą i z każdą kolejną kreską
ich flirt nabierał rumieńców. Na początku te ruchy zdawały się być niezgrabne i
chaotyczne. Powoli jednak zaczęły współgrać i łączyć się w całość. Kanciaste
ruchy przeistoczyły się w piękny taniec. Ołówek prowadził kartkę w ognistym
tangu, a ona poddała mu się całkowicie. Stracili poczucie czasu, który można
było liczyć tylko długością ciągle struganego ołówka. Wszyscy wpadli w trans, cały świat płynął obok gdzieś. On, jego dłoń, ołówek i kartka … nie istniał wtedy nikt inny.
Ale pojawił się, a właściwie pojawiła zza ściany jego powiek. Na kartce zakwitnął
owoc tego gorącego flirtu. Czarne
kontury i szare cienie łączyły się w postać pięknej dziewczyny. Zobaczył
łagodną twarz jakiejś szatynki, choć wolał myśleć o niej w kategorii blond. Oczy
zasłaniały okulary przeciwsłoneczne, od których szkiełek odbijał się blask
prawdy. Była przez to tajemnicza … Jej głowa była zadarta do góry odsłaniając
szyję i zdradzając ukrytą pewność siebie. Pojedyncze kosmyki rozwianych włosów
delikatnie opadały na nos, oplątywały szyję i ramiona. Jej lekko rozchylone
usta wyszeptywały głuche słowa w zarozumiały sposób. Była delikatna, wrażliwa i
zmysłowa ale zarazem agresywna, drapieżna i zaborcza. Jej wielka subtelność
kłóciła się z ogromną szorstkością niczym czerń i biel. Gładka jak aksamit
skóra kontrastowała z szorstkim temperamentem tętniącym pod nią. Tak jak on,
składała się tylko z czarnego konturu grafitu i pustej bieli papieru. Narysował
swoją … ofiarę (?). Lecz nie była ona przypadkowa, niedokończona ...
Spisz te swoje przemyślenia i zamknij w odkładce...
OdpowiedzUsuńA ja poproszę pierwszy egzemplarz!
Uwieeeeelbiaaam!
Genialne! Super się czytało!
OdpowiedzUsuńPost jakby wyjęty z dobrej książki, czyżby rodził się nowy pisarz w blogosferze?
OdpowiedzUsuńO nie, nie!
OdpowiedzUsuńPierwszy egzemplarz jest mój!;)
Lekkie pióro można wyczuć z daleka. Bardzo podoba mi się porównanie ręki do "swatki". Good job.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://nashi-somewhereinsideme.blogspot.com/
Ten wpis od razu skojarzył mi się ze 'spowiedzią' bonsona. Też ma tam jakąś mroczną akcję z zabijaniem, aczkolwiek nie wychodzi z tego tak subtelnie, jak Ty z romansem ołówka i kartki. Zajebisty motyw, serio. A ta dziewczyna ma jakieś drugie dno, prawda? ;)
OdpowiedzUsuńTak szczerze to boję się tego całego zamieszania, ale wiem, że nie mam innej możliwości jak tylko wygrać to i ładnie podpasować do łatki 'studentka'. A u Ciebie z tym jak, pamiętam, że miałeś mieć decydującą walkę z poprawką? ;)
Oj dziewczyny, wyczuwam tutaj lekkie komplemenciarstwo :)
OdpowiedzUsuńChyba musiałbym napisać jeszcze kilka tysięcy blogowych notek by być w stanie napisać książkę.
Choć nie ukrywam, że przeszło mi to parę razy przez głowę.
Świetnie napisane, jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńwspomnienia z domu umarłych są strasznie specyficzne. muszę mieć nastrój, aby być w stanie ich słuchać.
OdpowiedzUsuńŁagodnie? Mnie jakoś przeraża słowo 'niedokończona', bo pojęłam to jako niedokończona ofiara. Pewnie coś znowu na opak, nonic ;)
Pewnie dopasować to złe słowo, hm, przywyknąć? Jejku, życz mi, żeby przyszło to tak naturalnie jak piszesz, bo mam straszne przeczucia ;o
A ja tam myślę, że będzie dobrze jednak ;)
Słuchaj słuchaj, jeśli masz pisać takie ładne rzeczy, jak ta tutaj ;)
OdpowiedzUsuńTo mam nadzieję, że te słowa dadzą się wyrysować. Widać na horyzoncie gdzieś sprzyjające sytuacje? ;)
Mhm, pisałeś, że to chyba nie to. Ale czy opłaca się odpuszczać, kiedy się już zaczęło? Plusy i minusy, rozkmiń to dobrze ;)
Hmm... Wszędzie, nawet w swojej twórczości mnóstwo jest ambiwalencji. :)
OdpowiedzUsuń_____________
Ja tam w ciapę i po deszczu chodzić nie lubię. ;)
Jeśli o mnie chodzi to myślałam, że się znam dopóki nie przyniosłam mamie do kontroli borowików szatańskich. :D
Jeszcze raz dzięki za Bieszczady ;) W końcu "wystawiamy" legendę o Tyrawie Królewskiej, na ktorą diabeł rzucil górę, po tym jak wieś przeklnął miejscowy ksiądz ( ...bogaci mieszczanie nie chcieli chodzić do kościoła to się wściekł...). ja mam zaszczytną rolę diabła...
OdpowiedzUsuńPrzeważnie poprawiam zdjecia, ale akurat nie miałam czasu (Jezu, jak to banalnie brzmi. Przecież ja mam czas, tylko że nie chce mi się siedzieć przed kompem do półocy).
Kiedy czytam ten tekst mam wrażenie że ta ofiara występuje tu w sensie "ofiary do namalowania". Kolejnego wzoru. Takiej twarzy, którą czlowiek nagle MUSI narysować, choćby miał siedzieć do rana, kóra wydaje się wybawieniem z pustki białej kartki. Ale możliwe, że moja interpretacja jest taka przez to, że sama szukam po ulicach "ofiar" do przełożenia na biały papier i uczucia temu towarzyszące najbardziej pasują mi akurat do Twojego tekstu...
Plącze się, niby jestem na humanie a prosty komentarz mi robi kłopoty.
Czołem
Nie znam szataniska z imienia, niestety, bo nie ja ową legendę znalazłam, tylko koleżanka, która nie rozumie, że porządny diabeł musi mieć imię. Plączę się... nawet jesli nie czuć tego w piśmie (z czego sie nawet cieszę) to bardzo trudno mi się wysławiać, szybko interpretować fakty, wyciągac wnioski... Brzydka wada jak dla humanisty.
OdpowiedzUsuńA będę 'przesadzać', będę. Niech Cię moje komplementowe zrzędzenie motywuje ;)
OdpowiedzUsuńTrzy miesiące? ;o Jejku, to długi czas na przetrzymywanie słów. Nie przygniły lekko?
Dlatego mówię - rozkmiń to dobrze. Ale w sumie skoro wiesz, że już Ci nie pasuje to może rzeczywiście lepiej to rzucić w cholerę.
Twoje teksty przyjemnie czyta się z lampką wina :)
OdpowiedzUsuń