piątek, 27 września 2013

Nic mnie nie zdziwi

Strasznie bolały mnie zęby. Trzymałem się za szczękę i próbowałem usunąć ból „magicznym dotykiem”. No niestety nie zadziałało, ale doszedłem w końcu do przystanku autobusowego. W sumie nie wiem po co… chyba chciałem odpocząć.

Po drugiej stronie ulicy był cmentarz. Szara betonowa masa z daleka śmierdząca śmiercią. Wszędzie było szaro, podejrzewałem, że to wczesny poranek. Przy bramie wjazdowej na cmentarzysko stał wóz służby więziennej – był ogromny, jak gdyby miał mieścić co najmniej 30 osób. Uwagę zwracały wielkie koła i ciepło-żółte napisy „SW”. Usiadłem na przystanku, obok leżącej tam torby, która budziła mój niepokój. Miałem ochotę do niej zajrzeć, lecz jedynie przesiadłem się po drugiej stronie pakunku. Przesiadałem się tam i z powrotem kilkukrotnie i byłem w ten proces tak zaangażowany, że nie zauważyłem faceta stojącego obok przystanku. Jakiś wojskowy czy coś w ten deseń. W każdym bądź razie umundurowany facet z miną pozbawioną jakichkolwiek emocji. Przyglądał się mi bardzo uważnie a jego nieruchomy wzrok wbijał się w moją zdezorientowaną twarz. Pociągnął papierosa i rzucił peta pod moje nogi. Zrozumiałem, że nie jestem tam mile widziany, więc wziąłem tajemniczą torbę i ruszyłem dalej.

Ot tak dla draki dorzucam jeden z moich ulubionych własnoręcznie wykonanych rysunków. Wydaje mi się pasować do klimatu. 

Nie wiem dlaczego ją wziąłem, przecież nie była moja … ale ten goryl z przystanku nie zareagował, więc jego pewnie też nie była. Zrobiłem parę kroków, skręciłem w lewo i wiedziałem, że od domu dzieli mnie jakieś 5 minut drogi. Dziwny bagaż zaczął mi strasznie ciążyć … trzymałem go na lewym ramieniu i odczuwałem coraz większy ucisk. Dość niespodziewanie zauważyłem też, że kuleję … z każdym krokiem bardziej. Po kilkudziesięciu metrach moja prawa stopa sunęła po chodniku nie odrywając się od niego nawet o centymetr. Stanąłem, musiałem wziąć kilka głębokich wdechów. Rozejrzałem się dookoła – i ku mojemu zdziwieniu zapanowała noc. Wcześniejsza szarość nie wiedzieć kiedy zmieniła się w głęboką czerń delikatnie rozświetloną blaskiem latarni. Miałem wrażenie, że się zgubiłem. Ale nie w miejscu – a w czasie. Wydawało mi się, że czas biegł w odwrotną stronę. Przy cmentarzu mój wewnętrzny zegar wskazywał poranek … maksymalnie 7:00. Teraz natomiast otaczała mnie noc, tajemnicza cicha jak diabli noc. Ktoś cofnął czas? Co jest!? W polu widzenia nie było zupełnie nikogo. Ból ucichł więc ruszyłem dalej, a do domu był już naprawdę kawałeczek, już go prawie widziałem.

Byłem na ostatnim skrzyżowaniu … ale nie skręciłem w prawo jak powinienem. Wbrew logice kierowałem się prosto. Jedna z najdłuższych ulic w mieście uwiodła mnie swoją smukłą i oświetloną sylwetką. Latarnie dawały dużo światła, ale jeszcze więcej ciepła, były niemal tak ciepłe jak napisy na samochodzie z pod cmentarza. Poczułem, że powinienem tam wrócić, ale nie wiedziałem dlaczego. Może trzeba było oddać tą cholerną torbę? Tam coś musiało się wydarzyć. Może jakiś masowy pogrzeb więźniów (?). Rozmyślania przerwał mi przebiegający kot. Wyskoczył z krzaków by stanąć centralnie na wprost mnie … jego oczy uderzyły mnie swoją jaskrawością, jakby celował do mnie z jakiejś broni laserowej. Pobiegł dalej i zniknął gdzieś między budynkami.

Znowu ukuł mnie ból zębów, o którym wcześniej prawie zapomniałem. Ale najwidoczniej nie bez powodu – to był jakiś znak, ostrzeżenie. Zza zakrętu wyjechał jakiś dziwny pojazd przypominający pomieszanie rolniczego pługu z terminatorem. Na szczycie tej maszyny znajdował się podejrzany koleżka w  czapce à la Albus Dumbledore … patrzył na mnie wzrokiem równie dobitnym co żołnierz z przystanku. Wehikuł minął mnie a ja oblałem się potem, wiedziałem, że zaraz zawrócą i będą próbować mnie dopaść. Odwróciłem się żeby ocenić sytuację – gość wyraźnie wyobrażał sobie moje ciało wiszące na haku rzeźniczym, więc nie było się nad czym zastanawiać, tylko trzeba było spierdalać. Instynktownie wymyśliłem sposób ewakuacji – użyłem do tego zdobycznej torby.

Osiodłałem ją niczym konia i ostrogami dałem znak do ostrego galopu. Bagaż, który wcześniej powalał mnie swoim ciężarem na ziemię okazał się mieć całkiem porządnego kopa i już po kilku sekundach byłem w powietrzu. Wzbiłem się na wysokość latarni a później troszeczkę wyżej … nieudolna podróba Dumbledore’a próbowała mnie dogonić lecz było to ciężkie zadanie. Torba naprawdę nieźle zapierdzielała … Kierowałem się prosto do domu. Byłem już zupełnie bezpieczny i pozostawało mi tylko zaparkować na dachu bloku. Wielka litera „H” w kółku już na mnie czekała.

Najdziwniejsze było to, że wcale mnie to nie zdziwiło. 


15 komentarzy:

  1. Fascynująca wizja, w sumie Ci jej zazdroszczę, gdyż mi od dawna nic się nie śni. Żałuję też, że moje sny są coraz bardziej zwyczajne, wolałabym raczej coś fantastycznego, pełnego kolorów tak jak w dzieciństwie. Na przykład taka wizja galaktyki, której już nawet nie umiem sobie przypomnieć ani opisać, ale to była jedna z najpiękniejszych rzeczy jakich doświadczyłam. O ile można doświadczyć czegoś w śnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooo... zazdroszczę w takim razie! :P Ale... nie musisz tak cały czas o mnie myśleć. hue hue hue :P

    Ładnie, ładnie. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że śnimy najczęściej o tym, przez co zwykle nie możemy zasnąć... czyżbyś nie mógł zasnąć przez Dumbledora? :D
    W każdym bądź razie sen interesujący, wręcz wciągający. Domagam się dalszej części, a mianowicie zżera mnie ciekawość, co w ów torbie być mogło. Ale najpewniej obudziłeś się, gdy wylądowałeś.
    Ze snami chyba już tak jest.. że się budzisz w najlepszym momencie.

    OdpowiedzUsuń
  4. bogata wyobraźnia - tylko pogratulować :D ja już przywykłam do takich typu snów, zwykle właśnie coś takiego dziwnego podsuwa m Morfeusz. Czasami nawet, te bardziej realne sny się spełniają. Tak jak dzisiaj, ale o tym już napiszę coś więcej w nowym poście ;)

    a tak nawiasem mówiąc masz całkiem ciekawy styl ;) niby taki luźny, ale dość wyraźny by pozostał w pamięci ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze, ale Ty masz pokręconą wyobraźnię;)
    Zazdroszczę!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Sny są takie świetne! Ostatnio żadnego nie mogę zapamiętać, ale tłumacze to nadmiarem wrażeń w ciągu rzeczywistego dnia.
    Lubię absurdalne sytuacje, takze w sumie nieźle mi się czytało, ale masz tu kilka irytujących błędów językowych (a może to są inne błędy, nigdy jakoś nie potrafię ich odpowiednio sklasyfikować).

    OdpowiedzUsuń
  7. Z "niczego" potrafisz zrobic "coś" :) gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Twoja wyobraźnia coraz bardziej mnie zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ty to naprawdę masz przesrane te sny, bierzesz coś? :D ja nie cierpię, jak coś mnie 'boli' podczas snu.
    ładny rysunek, klimatyczny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ach, ta polska mentalność... sama nie wiem, czemu już tak jest. sama bym się napiła piwa, a jestem jeszcze przed śniadaniem :D całe wakacje mi tak minęły..

    to do zobaczenia one day in Paris! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli myślę o tym o czym Ty pomyślałeś, to śmiem twierdzić, że do kilku innych rzeczy, które poprawiają kobiecie humor potrzeba drugiej osoby;P

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawy tekst ! Tylko, że to fantastyczna książka, prawda ?

    A dziękuję bardzo :D Wybacz, na razie się nie ujawniam z tym. :> Rozkręcam taki swój mały biznesik.. ciach tamat :D
    Wydaje mi się, że czytanie postów kogoś tak o po prostu " bo tak mi wylosował wujek Google" jest bez sensu. :P Dlatego szukam takich 'swoich' blogów które mnie inspirują w jakiś sposób, albo dają do myślenia. :)
    Dokładnie, to dla mnie wielka motywacja i coś co sprawia, że chcę wiedzieć więcej. Tylko, to co napisałeś brzmi bardziej jak " każdy może sobie wymyślić dowody na istnienie Boga", to dosyć ciężki wątek bo jak ktoś patrzy przez pryzmat wiary to bardzo dużo zobaczy i będzie miał otwarte oczy na takie rzeczy a ktoś kto nie wierzy znajdzie wytłumaczenie na wszystko i jakoś przetłumaczy, że ten zielony jednak wpada jednak w odcień czerwieni :) Osobę, która ma aż i jedynie wątpliwości na Jego istnienie jest dużo łatwiej przekonać, ale sprawa dalej zostaje dosyć trudna. No i widzisz? Już nie wiem co piszę :D Wpadki były i będą, polecałam Ci już profil Piotra Żyłki ? ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ej dobra, chyba zaliczyłam przypał bo przez przypadek przeczytałam komentarz Biny :D nawet w sieci muszę się kompromitować :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Porąbany sen, ale z niektórymi moimi to i tak nima co porównywać. Nie cierpię, gdy w śnie mnie coś boli, a najgorzej to i tak wtedy, gdy zjeżdżam windą w dół... Choć przyznam. Na początku to nawet myślałam, że to opis rzeczywistości - początek fragmentu z torbą przywołuje wspomnienia, ale potem nawet ja się zorientowałam... :). Ogólnie wspaniale piszesz, myślałam, że padnę: "Instynktownie wymyśliłem sposób ewakuacji – użyłem do tego zdobycznej torby. Osiodłałem ją niczym konia i ostrogami dałem znak do ostrego galopu." Możliwe jednak, że mam zbyt wybujałą wyobraźnię ;)).

    Sen miał zapewne głębsze znaczenie, możesz nad tym trochę pogłówkować. Może lepiej zrozumiesz??

    Żegnam ;). szara-mordka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Zgadzam się z innymi, masz bogatą wyobraźnię. Na początku myślałam,że będzie trochę bardziej realistycznie, ale to zanim doszłam do momentu, w którym torba sobie poleciała nad latarniami. Czytałam to w napięciu i liczyłam na to,że otrzymam odpowiedź na nurtujące mnie pytanie: Co było w tej torbie?

    OdpowiedzUsuń