Piszę to w momencie kiedy parę godzin temu dowiedziałem się
o samobójstwie znajomego. Przyjaciela rodziny – nazwijmy go. Wszyscy są w szoku
… chociaż chodził do psychologa, leczył depresję … i tak nikt w to nie może
uwierzyć. Ale cóż innego nam teraz pozostaje jak „być w szoku” (?). Składam
teraz szczątki myśli w jakąś bliżej nieokreśloną formę, która mogła by ukazać
to co czuję.
Przy akompaniamencie smutnej muzyki i równie smutnego piwa usiłuję
stukać w klawisze.
Dla mnie akurat nie był on bardzo bliski … no ale mimo
wszystko znałem człowieka … i to chyba jest wystarczający powód żeby nie
wiedzieć co ze sobą zrobić po takiej informacji.
Powiesił się. Nie wyobrażajcie sobie tego – proszę.
Nie chcę oceniać tego, że zostawił żonę i dzieci w domu
wystawionym na licytację. Nie wiem i nigdy nie będę wiedział, czy mogę go
nazwać tchórzem bo uciekł od problemów czy też kimś kto był na tyle odważny by
samemu sobie odebrać życie. Wielkie długi i hipoteka zapewne były tym co
przeważyło szalę na stronę śmierci. To był ciężar przez który jego pętla
zacisnęła się jeszcze mocniej. Podobno miesiąc temu odstawił leki … odstawił bo
pojawiła się nadzieja na wyplątanie się z tego węzła gordyjskiego zaciśniętego
na szyi jego rodziny. Odstawił bo myślał, że już sobie poradzi.
Nie poradził sobie … Udało mu się tylko to co w poprzednich
dwóch próbach nie wyszło.
Trzeci samobójczy akt okazał się ostatnim i ostatecznym.
Szczerze mówiąc nie mogłem z siebie wydusić żadnych łez …
Mimo, że to okropne …
Bardziej od potrzeby płaczu czy szlochu czułem potrzebę
zrozumienia tego człowieka. Zastanowienia się nad tym co musiał mieć wtedy w
głowie … wtedy i przez ostatnie paręnaście miesięcy.
Jaką mocną presję musiały wywierać na niego wszystkie
przygniatające problemy ... jaki ślad na psychice pozostawiała okrutna
rzeczywistość. Z iloma myślami, wątpliwościami i dylematami musiał stoczyć
walkę … Walka z nimi po pewnym czasie musiała się zamienić na walkę z samym
sobą.
Czy samobójca traktuje się jako wroga samego siebie ? Wtedy
żadna ze stron nie może wyjść zwycięsko z takiego pojedynku.
W czasie tej walki głowa musi przypominać tykającą bombę.
Jedna część człowieka jest terrorystą planującym zamach a
druga natomiast saperem próbującym rozbroić ładunek. Dylematem jest zawsze,
który kabelek trzeba uciąć (?).
Myślę, że tu kabelków było naprawdę sporo … sam chciałbym
zlikwidować kilka z nich w swojej głowie. Wiem, że nie przeżyłem nic tak
dramatycznego żebym musiał wzywać brygadę saperów.
Ale czasem mam wrażenie, że mój mózg zamienia się w minę
albo nawet całe pole minowe.
Mam tylko nadzieję, że nikt nie nadepnie w miejscu
nieodpowiednim. Że nic nigdy nie wybuchnie we mnie.
Nie wiem dlaczego miałem w życiu parę okresów kiedy chciałem
przejść na stronę terrorystów i zdetonować co nie co. Może tylko dlatego, że
chciałbym zobaczyć jakie skutki przyniosłaby eksplozja …
Pisałem ten tekst bardzo długo. Wymieszany emocjami i
przemyśleniami nie mogłem odnaleźć jakiejkolwiek spójności z literami na
ekranie.
Kiedyś wrócę tutaj z pytaniem „Co by było gdyby mnie nie
było”.
P.S.
W jakim my kurwa żyjemy kraju skoro zmusza on ludzi do
takich rzeczy?
Co nasze państwo zrobi żeby pomóc jego rodzinie?
Samobójstwa to takie sytuacje, które bardzo ciężko oceniać, a samo wypowiadanie się na ten temat to już nie lada wyzwanie. Najlepiej się z tym przespać, pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńI chociaż ja Go nie znałam, to sama popłakałam się, gdy czytałam ten post. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ludziom musi być ciężko, że decydują się na odebranie sobie życia, nie mogę tego znieść, po prostu. I gdybym mogła, zrobiłabym wszystko, by ludzie nie podejmowali takich decyzji. Niecały rok temu, mój znajomy też odebrał sobie życie. Miał nieskończone osiemnaście lat. Czemu. Beznadziejnie jest zadawać sobie to pytanie, ale w takich chwilach, mam wrażenie, że nic innego nie pasuje też. Przykro mi bardzo. Nasze państwo nic nie zrobi, nawet się tym nie zainteresuje zbytnio pewnie. Przykre, prawdziwe.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się :*
Człowiek jest istotą złożoną... Myślę że na jego decyzję składało się tak wiele czynników że chyba on sam przestał rozumieć dlaczego jest nieszczęśliwy... Podejrzewam że on nie chciał celowo uciec od problemów... Myślę że przytłoczył go fakt ze nie jest w stanie nic ze swoimi problemami już zrobić... Obawiam się, że takie "rozwiązanie" jest dla niektórych jedynym...
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka zginęła na motorze... wbiła się w auto, przez 20 minut nie potrafili jej wyciągnąć.
OdpowiedzUsuńCoś za dużo tych smierci ...
Samobójstwa nie potrafię sobie wyobrazić.. to zbyt straszne.
nie umiem sobie tego wyobrazić. samobójcy muszą uważać, że bez nich będzie lepiej, co jest w pewnym sensie egoistyczne - jak poradzi sobie teraz wdowa i reszta rodziny?
OdpowiedzUsuńokropna historia
Ostatnio oglądałam świetny film, genialny do refleksji. 'To save a life'.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co trzeba czuć, żeby się zabić, więc nie mogę oceniać. Kim wogóle jestem, żeby oceniać?
Takie doświadczenia bardzo dołują, bo wydaje nam się, że samobójstwa, śmierć, rak itd. nie dotyczą nas. Słyszymy o tym w radiu, czytamy w gazetach. I nagle okazuje się, że to jednak nas dotyczy i jest blisko.
Co zrobi nasze państwo?
To może pomyślmy, co MY możemy zrobić. Może mi się tylko wydaje, ale to MY tworzymy to państwo. Jest na pewno wiele fundacji zajmujących się takimi rodzinami. Może trzeba zadzwonić do którejś z nich, zapytać, czy mogą tym ludziom pomóc. A może po prostu wystarczy być blisko?
Brałbyś? Moja Indianka czuje się zaszczycona tym niewątpliwym komplementem :D
UsuńDokładnie. Ktoś to wymyślił i teraz wszyscy muszą się dostosowywać, bo inaczej będą postrzegani jako niekulturalne świnie.
Dzięki!
Samobójstwo jest trudne. Po prostu. My, który tego nie próbowaliśmy nigdy nie zrozumiemy do końca poczynań samobójcy. Możemy znać powody, może nam się wydawać, że rozumiemy. Ponad trzy lata temu powiesił się mój kolega z klasy, to pamiętam jakby wczoraj i było to naprawdę wstrząsające, tym bardziej, że to taki spokojny człowiek, niegłupi, sympatyczny. I jakoś dziwnie ciężko jest mi chodzić na jego grób. Ale to nie to, o czym chciałam napisać komentarz. Znałam/znam osobę, która samobójstwa pragnęła, nie wiem jak jest teraz, bo nie mamy kontaktu, ale to naprawdę ciężka sytuacja, wiele, naprawdę wiele razy z nim o tym rozmawiałam, pytałam dlaczego i jak to pragnienie powstało, nie potrafił mi nigdy tego wytłumaczyć tak, bym to w pełni pojęła. Od tamtego czasu trochę na ten temat się "szkolę". Czytam artykuły i książki o samobójstwach, ba, nawet moja praca maturalna jest o samobójcach. I o ile to naprawdę trudny temat, trudna sytuacja, nie możemy tego drążyć. Możemy współczuć rodzinie, żałować życia i człowieka, o tyle nie możemy "wieszać na nim psów" bo nie rozumiemy i jeśli to zrobił, to w większości powodów człowiek miał jakiś motyw, nie zrobił tego dla żartu. I tak tego nie zgłębimy i nie pojmiemy, jedyne co, to siebie tylko możemy wprowadzić w nieciekawy stan. Bo jak ktoś mówi o samobójstwie i my o tym myślimy, rozmawiamy, później do rozmowy wracamy i dochodzimy do wniosku, że też mamy jakieś tam motywy do tego czynu, niektórzy robią to pod presją otoczenia, inni z bezsilności, inni no cóż, z głupoty, ale nie osądzajmy. Nie myśl o tym i nie próbuj Go całkowicie zrozumieć. Nie rób sobie krzywdy. Możesz myśleć o tych, którzy żyją, zostali, może oni potrzebują pomocy, rozmowy. Jemu już nie pomożesz, a i nie zapytasz dlaczego.
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa wsparcia, Ty również się mocno trzymaj, przyda Ci się.
Pracę mogę Ci podesłać jeśli chcesz, ale jak ją poprawię, bo teraz to pokreślone gorzej niż brudnopis pierwszoklasisty :D
UsuńPodeślij mi jakieś swoje namiary, moje znajdziesz na moim blogu, postaram się wysłać w przeciągu najbliższych dni :)
Usuńdziwne...
OdpowiedzUsuńteż miałem taką samą sytuację gdy znajomy mojej rodziny postanowił przelecieć się z 24go piętra w dół z okna jednego z katowickich bloków. Najdziwniejsze było to, ze wszystko z nim było ok (może na pozór).
Człowiek nie jest doskonały. czasem wszystko tak się napręża, że ludzie nie wytrzymują, albo popadają w alkoholizm albo totalnie wolą odejść bo nie potrafią udźwignąć tego ciężaru życia.
Odejście w takim momencie jak ten pan to egoizm. Zostawiać rodzinę w takiej sytuacji...
dziwne. ludzie są dziwni.
Może i głupio się do tego przyznawać, ale sama kilka razy próbowałam odebrać sobie życie. To jest straszne uczucie. Życie przemyka Ci przed oczami, zdajesz sobie sprawę, że już nie pogadasz ze znajomymi, że nie pokłócisz się z mamą, zaczynasz płakać, czuć pustkę, robisz to, ale tak żeby jednak sobie tego życia nie odebrać. Tchórzysz, wycofujesz się, serce wali, łzy płyną. Naprawdę - osoby, które odbierają sobie życie są naprawdę odważne. Ja pomimo swoich trzech prób nie mogłam, chamowało mnie, to jest ciężka decyzja. Zrozumiałam swoje błędy, docneniam życie. Współczuje temu mężczyźnie, bo skoro zdobył się na taką odwagę to naprawdę musiał być na skraju wytrzymania. Oby było mu lepiej po drugiej stronie, jednak i tak postąpił egoistycznie zostawiając żonę i dzieci. U mnie też chłopaczek się powiesił w kwietniu , bo go dziewczyna zostawiła i stracił pracę.
OdpowiedzUsuńDla mnie samobójcy to tchórze, naprawdę. Strasznie współczuję jego rodzinie... Również straciłam kumpla. Także się powiesił. Nie wiem co miał wtedy w głowie, ale jego wykończyły dragi (bo w argument dotyczący nieszczęśliwej miłości to nie uwierzę, kiedy sam sobie wymyślał, że jego kobieta go zdradza).
OdpowiedzUsuń"Zostało tylko echo..." - Pih
Samobójca to człowiek, który wykazuje się ogromną odwagą czy mega głupotą? Wiele razy zastanawiałam się na tym i ciężko mi postawić na jedną odpowiedź. No ale faktem jest to, że jest przede wszystkim tchórzem.
OdpowiedzUsuńŚwietne porównanie do tykającej bomby. Moim zdaniem by nie doszło do takiego stanu trzeba rozmawiać, trzeba prosić o pomoc. Nie warto być 'Zosią-Samosią' w życiu. Po to mamy przyjaciół, po to się wiążemy by mieć z kim rozmawiać, wspólnie stawiać czoła przeciwnościom losu.
Współczuję Twojemu znajomemu i jego rodzinie.
P.S. Świetnie piszesz, będę tu zaglądać częściej!:)
No, kurde, nikt nie powinien tak cierpieć. Wiem, że to cholernie trudne, czasem mam wrażenie, że niewykonalne, tym bardziej, że czasem nawet bliskich nie potrafię uratować.
OdpowiedzUsuńTo właśnie ja. Za wrażliwa. Za empatyczna. Taka wada moja.
Szok ... :(
OdpowiedzUsuńMało kto to we mnie lubi. Te cechy raczej dokuczają innym :D Za bardzo się martwię :p
OdpowiedzUsuńNikt jeszcze o to nie pytał. Kiedyś, jak byłam jeszcze malutka, to bawiłam się z moim przyjacielem w dom, codziennie, od razu po powrocie z przedszkola. Potem on niestety się przeprowadził i powiedział, że już nie ma się z kim bawić, że się ode mnie uzależnił jak od narkotyku... i wymyślił, że jestem jego kokainą. I tak zostało, jestem dla niego koką już od tych parunastu lat, co tak zostało tutaj też. Nie miałam innego pomysłu. :)
Też tak czasem mam, ale wiesz, raz, drugi, idzie się przełamać. Jak mam dobry dzień, to bezwiednie się uśmiecham do każdego. :) Też nie lubię, ale też nie umiem być sztuczna, jestem spontaniczna i cały mój nastrój jest od razu widoczny i ludzie widzą, kiedy udaję (masakra :P)
OdpowiedzUsuńOj :). Dogadalibyśmy się :D Martwię się o wszystkich. Nawet o tych, których nie lubię (co doprowadza mnie do szaaaału). :) Uważaj co mówisz, uwierzę Ci i będę Ci truła o swojej wrażliwości i o zmartwieniach :P
Hahaha, mieliśmy fazę, on był w podstawówce, jakoś 1-3 i akurat miał zajęcia o używkach, no i wszystko mi opowiadał. Pytaliśmy się, co to są używki, po co się je bierze itp. Wiesz, jak to dzieci, takie urocze :D
no prosze, kolejna osoba studiujaca zaocznie! piona.
OdpowiedzUsuńtak, pelen etat daje 7zl za godzine, ale za prace dorywcza/studencka w Warszawie czesto udawalo nam sie dostawac dyche.. tylko widaomo, godzin nie bylo za duzo.
tutaj tez momentami zarabiam wiecej niz ludzie pracujacy na pelen etat, ale potem trafia mi sie tydzien bez wydarzen (=bez pracy) wiec statystyki szybko spadaja...
Współczuje. Zapraszam do mnie http://of-life-ficza.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZ jednej strony można by myśleć, że okazał się tchórzem i ofiarą zostawiając rodzinę w tak trudnej sytuacji. Nie znam jednak tego człowieka. Trudno mi go oceniać i myślę, że tak jak i Ty napisałeś Tobie również.
OdpowiedzUsuńNazywamy, go tchórzem, bo nie próbował z tym walczyć, ale skąd wiemy, że tak nie było. Może przestał brać leki, bo sam próbował się oszukiwać i nie chciał obciążać rodziny. Nie przewidział jak widać skutków. W umyśle takich ludzi rzadko powodem jest chęć oderwania się od różnych problemów materialnych, myślę że sprawa kryje się głębiej, ale jeszcze raz. Nie znam tego człowieka i Tobie pewnie lepiej sądzić. Mimo to mu współczuję. Nikt nie zasłużył na taki los. Czytając jednak komentazre, mam wrażenie, że nie wszyscy doczytali się o chorobie chłopaka.
Mojek kondolencje.