W związku z ostatnim postem,
który został nie do końca trafnie zrozumiany przez moich kochanych czytelników
chciałbym sprostować jedną bardzo ważną kwestię. Ale to być może MOJA WINA …
pewnie nie wyraziłem się dość jasno, co zdarza mi się przecież tak często.
To prawda, że wspomniałem o „otwartych związkach” i być może lekko
się przychyliłem do takich eksperymentów. Ale to miała być tylko i wyłącznie
analiza tego czy taki związek bez zobowiązań mógłby rozwiązać w jakikolwiek
sposób problemy mojego kumpla, który zaraz udusi się w związku przypominającym
więzienie (a każda jego relacja kończy się właśnie taką niewolą).
Mój stosunek do BYCIA Z KIMŚ
również jak tradycyjny, jak pewnie większości z Was.
Powiedziałbym nawet więcej,
uważam i wierzę w to, że jestem romantykiem
….
Pewnie w dzisiejszych czasach to
brzmi śmiesznie i bardzo niemodnie i rzadko kto się do tego przyznaje. Ale tak
w moim przypadku niestety (lub stety) jest. Dawno, dawno temu wykształciłem
sobie w głowie pewne ideały dotyczące miłości. Przez długi czas kierowałem się
nimi … ale bez większych, że tak powiem „efektów”.
Dwa razy byłem na poważnie z dziewczyną,
i wydaje mi się, że w obydwu przypadkach kochałem (no ale może mi się tylko
wydaje). Z perspektywy czasu już nie jestem tego pewny. Za pierwszym razem
trwało to cztery lata z przerwami, a za drugim około roku.
Mimo wszystko wspominam to bardzo
dobrze … chyba nie zmarnowałem tego czasu.
Ale w tamtym roku miałem spory kryzys swojej wiary w prawdziwą miłość. Moja romantyczna dusza
miała zachwianie i prawie upadła na glebę. Miałem wtedy ochotę się zmienić i
zobaczyć jak to jest być wielkim macho i zimnym skurwysynem, któremu zależy
tylko na zaliczaniu panienek i mieć całą masę takich otwartych związków. No i prawie
mi się udało … na szczęście prawie. Ale to był mój pierwszy i ostatni taki
wybryk. Może dlatego wpadła mi do głowy taka opcja …
Teraz od jakiegoś czasu
odbudowuję w sobie tą romantyczną stronę … Ale czasem bycie mężczyzną nie jest
takie łatwe gdy w twoim otoczeniu jest tyle pięknych niewiast. Ahh te baby!
Wiem, że nie tylko Werter
cierpiał, ale nie warto „łamać serc
sercem uprzednio złamanym” …
“Maybe tonight I'll call ya
After my blood turns into alcohol”
A ja tam lubię i cenię romantyków, tylko z umiarem, bo jak facet byłby tak zakochany we mnie, świata poza mną nie widząc, że odkleić by się ode mnie nie mógł, to by mnie to już irytowało, nie powiem.
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie zostałeś zimnym skurwysynem. Zresztą, romantykom to i tak nie wychodzi, nawet gdyby bardzo chcieli ;) Wyrzuty sumienia by dręczyły, po każdej "zaliczonej" dziewczynie.
Romantycy są najlepsi! Osobiście jednak uważam, że mają gorzej niż reszta facetów nieromantyków, nie tylko zresztą facetów. Wszyscy romantycy mają chyba pewną ustaloną wizję właśnie takiej prawdziwej, pięknej miłości i czasem ciężko jest, gdy coś w tej wizji się nie układa. Doszłam do takiego wniosku, będąc w związku z romantykiem, kiedy sama nie mam nic wspólnego z romantyzmem (kurde! :(). Jednak strasznie podoba mi się romantyzm w wykonaniu męskim. Urocze bardzo.
OdpowiedzUsuńCo do otwartych związków. Kiedyś się zastanawiałam nad przejściem do otwartego związku z moim facetem, ale żadne z nas, tak naprawdę nie mogło się do tego zmusić. A jednak pewna pokusa była.
PS. Ale zimni skurwiele też mają swój urok. Przynajmniej niektóre dziewczyny lubią takich. Potem są w poczuciu misji ich zmienienia na przyjaznych miśków :D.
Pozdrawiam :)
a najgprsze jest to, że laski chcą miłości a potem lecą na takich zimnnych skurwieli i się dziwią, ze nie jest tak, jak chciały.
OdpowiedzUsuńtak, werterowskie problemy zawsze na czasie.
true Bina ! a jak mają cudownego faceta, który o nie dba to go nie doceniają. bo jest 'za dobrze'.
UsuńSkąd ja to znam, no ale na szczęście się zmieniłam i doceniałam to co mam. A wypowiedź Biny jest trafna i sensowna.
UsuńJa tam lubię romantyków ... :D jednak dalej nie rozumiem fenomenu, ze dziewczyny faktycznie leca na zimnych skurwieli .. a potem tylko becza.
OdpowiedzUsuń