Chyba każdy ma w życiu jakiś swój
obrany cel, co nie? Tak, tak, każdy dąży w jakiś sposób do osiągnięcia czegoś
co wcześniej nazywa swoim szczęściem. Konkretny zbieg pozytywnych okoliczności,
które składają się w naszej świadomości jako definicja mentalnej idylli. Każdy
ma prawo do swojej własnej interpretacji tego odległego zjawiska – do własnej
jego definicji. Tylko, że jak kurwa patrzę na te nieruchome osobowości całych
mas naszego społeczeństwa to mam poważne wątpliwości co do independencji tych „szczęść”.
Czy to nie jest tak, że nasz
życiowy cel jest nam wyznaczony już przed narodzeniem? Nie sądzisz, że
definicje szczęścia wkładają nam w usta nasi rodzice robiąc z nich kserokopie? A
może to kulturowa propaganda próbuje kierować naszymi życiorysami? Ludzie
wybierają smutne życie spędzając je w nudnej pracy, siedząc w nudnym domu i
jedząc nudne jedzenie … przy okazji z czasem sami stają się nijacy czyniąc tym
samym swoje otoczenie jedna wielką dziurą apatii i banału. Zarabiają marne
grosze lub wielkie pieniądze … ale co z tego? Depresyjna droga prowadząca do
pieniędzy i rzekomego szczęścia okazuje się kamienistą jednostajną drogą, która
kaleczy stopy naszych życiowych ambicji. Celu jak na złość nie widać a rany na
stopach z każdym kolejnym przedagonalnym dniem uwierają coraz mocniej. A co
jeśli nagle byśmy się wyrwali z tego systemu? Gdybyśmy stali się takimi
życiowymi anarchistami wyciągniętymi z pod pokrywy oczekiwań wszystkich w około…
ubrali kamizelkę chroniącą przed ostrzałem wymagań.
Boję się tej syfiastej drogi, nie
chcę nią iść. Wolę uciec gdzieś na pobocze, znaleźć jakiś skrót … wpisać jakiś
tajemny kod, cheat, który pozwoli mi od razu przejść na następny level. Najszybszy
i najłatwiejszy sposób na przejście gry zwanej życiem. Idę na łatwiznę? Nie. Bo
pierdolony paradoks polega na tym, że każdy żyje tak aby mieć łatwo. A ja chcę
mieć łatwo od razu, bez żadnych pośrednich niedorzeczności. Bez portfela i
pieniędzy – za to z plecakiem do którego będę mógł zbierać miniaturowe
wspomnienia miejsc i ludzi. Los Angeles, Amsterdam, Juarez, Tirana, Nowy Sad,
Antalya, Kuala Lumpur, Lagos, Fortaleza i Wypizdów Podlaski –
tak, to są moje cele! Bo wiem, że do tych miejsc prowadzą prawdzie ekscytujące
drogi. A tak naprawdę celem jest przygoda i uczynienie swojego życia ciekawym. Uczynić
je grą przygodową i zdobywać kolejne poziomy. Doświadczyć wszystkich emocji
świata … mentalny spokój i cicha nirwana naturalnie przeplatają się z
bombardowaniem głośnych myślowych ekscesów.
Zamiast musieć wstać do roboty,
którą równie dobrze mógłby za mnie wykonywać orangutan ja muszę dotrzeć do
następnego miejsca i spotkać następnych ludzi. Leżeć do góry brzuchem skupiając
się na poważniejszych problemach – posłuchać siebie, wiatru, drzew, ziemi,
nieba. Wędrować skupiając się na poważniejszych problemach – patrząc w siebie,
na wiatr, na drzewa, na ziemię, na niebo. Jeżeli już zobaczę i wysłucham odpowiednio
dużo zacznę sam wydobywać z siebie komunikaty … ukradnę w sklepie gumę do żucia
o smaku marzeń, założę angelologiczną sektę i znajdę w niej najwierniejszą
wyznawczynię albo zakocham się w czarnym kocie urodzonym w piątek trzynastego. Zapełniać swój bagaż poczuciem wolności. Chcę
musieć nic nie musieć. Nie musieć. Za to mogę się ponieść fantazji i fruwać na
myślowych chmurach pokonując lęk wysokości. Obrabuję bank i rozdam pieniądze
bezdomnym, porwę bezbronną dzierlatkę jako zakładniczkę a później stanę się jej
służącym … albo odwiedzę samotnego pustelnika i uraczę go death-metalowym
growlingiem.
Jakkolwiek nie zabrzmi
ostatecznie moja definicja szczęścia będę w nią wierzył. Naiwnie wierzył, w
przeżycie życia nie ponosząc żadnych kosztów. Najlepsze chwile w życiu są za
darmo. Nie potrzebuję tej zabookowanej w first minute rzeczywistości – wolę złapać
stopa! Nie chcę przecenionego życia z Biedronki do którego dodają w gratisie
sto kilogramów frustracji – wolę samemu upolować dorodny okaz pozbawiony
sztucznych konserwantów! Nie w smak mi również hipstersko drogi napój z
długowłosą księżniczką w logo – wolę taniego siarkowego jabola!
Idź jeden z drugim do fryzjera,
bo tłuste włosy szarej korporacyjnej egzystencji zaczynają się splatać na
waszych głowach na podobieństwo drutu kolczastego, który oddziela was od celu o
który walczyliście – od szczęścia, od waszej definicji.
Jakiś ktoś śpiewał coś... "Idziemy w dobrym kierunku". Nie wiem czego to się tyczyło, bo nic nie idzie w dobrym kierunku. Wszystko się powoli psuje. Są jeszcze jakieś ostatki, które bronią nogyma, ręcyma naszej cywilizacji, ale ta i tak idzie swoją drogą, leci swoim trybem.
OdpowiedzUsuńChcą świata poukładanego, zaprogramowanego, gdzie nic ich nie zaskoczy, gdzie będą mogli trwać w swojej rutynie, bez żadnych ekscesów. Ale przygoda, podróż, to jest coś tak niesamowitego, coś tak spontanicznego, że się pragnie, aby to właśnie stało się naszą rutyną.
Bo wiadomo, że najlepiej, najwygodniej jest mieć życie ustatkowane, bez żadnych szaleństw. Z nudną pracą, jak mówisz...
ale tacy ludzie mają smutne życie. Lepiej żyć. Żyć przygodą!
No i prawidłowo! ;) Meine Sister byłaby pewnie zła, że takie zakończenie, ale mnie jak najbardziej satysfakcjonuje taki rozwój wypadków, gdyż iż każdy, jak mówisz robi to po swojemu. Jest ten ciekawy niedosyt..
OdpowiedzUsuńAle chętnie poznałabym, co miałeś na myśli.
Sądzisz, że niespanie pół nocy nie jest przygodą? WSZYSTKO jest przygodą. Tylko zależy, jak na to spojrzysz. Haha
OdpowiedzUsuńKorzystam z końcóweczki wakacji. Za kilka dni już tak nie będę mogła sobie, bez konsekwencji posiedzieć.
Och... no to "prawie" zgadłam.
A tak szczerze, to moje myśli pomaszerowały w całkiem innym kierunku. Kurcze, widać, że biolchem, bo z potrzebami fizjologicznymi mi się skojarzyło.
ile jest ludzi na świecie, tyle jest definicji szczęścia. każdy z nas marzy o czymś innym: jedni chcą przygód, drudzy spokoju. jednak człowiek jest taką istotą, która, mając nawet wszystko, czego pragnęła, i tak będzie niezadowolona. dopiero z perspektywy czasu dostrzeże, że jednak było fajnie.
OdpowiedzUsuńteż chciałabym podróżować, marzy mi się taka wyprawa stopem, ale sama trochę się boję, a ze znajomych nikt nie jest na tyle odważny. ale mimo wszystko wierzę, że może ktoś w następne wakacje się przełamie i wybierzemy się w taki trip. :P
w zasadzie to na żaden koncert nie można wnosić takich aparatów, a czym to jest spowodowane, to nie wiem. wydaje mi się jednak, że to może jakieś działania antyterrorystyczne (obiektyw jest większy, więc bomba by się zmieściła - matko, moje przemyślenia. :O) lub że takie aparaty są ciężkie, więc gdyby komuś coś niechcący upadło, to mogłoby zrobić komuś obok krzywdę (albo znowu na odwrót: są też dosyć drogie, więc może organizatorzy chcą się ustrzec przed ewentualnymi skargami?); powodem jednak może być też to, że tacy ludzie mogliby być konkurencją dla dziennikarzy. ale to tylko moje spekulacje, powód może być znacznie inny tak naprawdę.
każdy ma swój cel/drogę, do którego jest popychany przez życie i innych ludzi. świadomie lub nie dąży do niego i kiedyś, albo mając lat 20, 40 czy nawet 80 jest w stanie odkryć swoją drogę. ale zawsze musi trochę posiedzieć w krzakach.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, a nawet łapę się na tym, że myślę : czy tak właśnie miało wyglądać moje życie? Czy ilość wylanych łez i ilość uśmiechów jest przypisana do konkretnej osoby? Chyba tak jest i chyba w to wierzę. Ale nie wiem czy nie za dużo w tym wszystkim słowa :"chyba"".
OdpowiedzUsuń>> mój blog <<
kulturowa propaganda może sobie próbować, ze mną jej się nie uda.. choć zwyciężyła nad wieloma! sama strasznie boję się monotonii, nigdy nie dam się zapuszkować w "9 till 5", po prostu nie! żadnej rutyny.. chcę być zadowolona ze swojego życia. usatysfakcjonowana. nie żyć za karę..
OdpowiedzUsuńdawno mnie nie było, w końcu jestem i się cieszę!
A ja się chyba pogubiłam i już nie wiem, co dałoby mi pełnię szczęścia...
OdpowiedzUsuńCzasami rzeczywiście ktoś próbuje narzucić nam swoje definicje i cele, uważając, że to dla naszego dobra. Na każdym kroku poznajemy nowe smaki definicji szczęścia, przez co często się ona zmienia tym samym jeszcze bardziej oddalając nas od celu. Jednak póki sami nie dojdziemy czym jest dla nas ta definicja nigdy nie zaznamy szczęścia.
OdpowiedzUsuńJeśli moja jędzowatość nie zdominuje mojej romantyczki to mogę spróbować pokazać jej więcej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
bo jeśli już mamy cl to dużo. A wybory są bardo trudne. I czasami też mam ochotę wszystko rzucić w cholerę. Tylko, że do tego trzeba odwagi i przekonania, ze to to. Życia bez przekonania to już sie najadłam na całe życie, i zapamieŧam smak do końca. Tyle tylko, ze na przekonanie składa sie więcej. A szczęście to chwile. Małe chwile dużo mogące dać. Trzeba tylko umieć patrzeć. A to w erze komórek łatwe nie jest, chyba że ma sie je gdzieś tam w szafce na dnie.jak ja.
OdpowiedzUsuń