Leżysz w łóżku, jest już rano.
Śpisz ale niespokojnie, masz dziwne, surrealistyczne sny. Już wtedy wiesz jaka
będzie twoja pierwsza myśl po przebudzeniu. Nigdy się nad tym nie zastanawiałeś…
ale pierwsza myśl każdego dnia, jest taka sama. Choć mimowolna i bezwarunkowa
czujesz jej obecność przez cały boży
dzień.
Najpierw próbujesz zakłócić ją
porannymi czynnościami, codzienną rutyną. Szczanie i śniadanie, później jakaś
herbata. Wcale nie masz na to ochoty, nie czujesz smaku żarcia, po prostu
musisz zapchać czymś żołądek, który domaga się tego już od wczoraj. Gdy
siedziałeś w nocy, kończąc dzień z myślą, któvra towarzyszyła ci już od rana…
byłeś głodny. Od rana to samo – głód i ta myśl. Jakby były ze sobą jakoś
spokrewnione.
Zapchałeś się już. Kanapki z
żółtym serem jako substytut sensu życia. Świetnie, gratulacje. Ale co dalej? Tak
masz obowiązki, wiesz, że musisz oddać kilka projektów na następne zajęcia, wykładowca
nie popuści. Masz też pracę… klikasz, klikasz, klikasz – i grosz jakoś w końcu
wpada do wirtualnej kieszeni. Musisz klikać. Ale czy masz na to ochotę? Nie.
Tak samo jak na zjedzenie śniadania.
Wszystkie te ważne sprawy umykają
i stają się nic nie znaczącymi detalami. Bo od rana na ogonie siedzi ci ta
jedna konkretna myśl. Od tak długiego czasu cię nie opuszcza. W ciągu dnia
zaczynają jej towarzyszyć inne jeszcze gorsze myśli - znacznie gorsze - ale
wszystko obraca się wokół tej pierwszej. To ona jest prowokatorem… to ona
wprowadza cię w ten dziwny stan. Stan odrętwienia.
Nieważne czy siedzisz, czy
leżysz, czy stoisz, po jakimś czasie przychodzi ten moment. Czujesz mrowienie.
Z początku niewinne i łagodne, może nawet przyjemne. Gdzieś w okolicy pępka… i
promieniuje, raz w górę, raz w dół. Przybiera na sile, i powoli staje się
namacalne. Tak jakby motylki w brzuchu zaczynały fruwać. Ale to nie motylki, to
coś zdecydowanie cięższego. Czy ma coś wspólnego z zakochaniem? Masz wrażenie
jakbyś mógł wziąć „to” do ręki. Jednak stajesz się bezsilny. Ręce wcale nie
mają ochoty żeby się gdziekolwiek ruszać.
Patrzysz przed siebie. Pustym
martwym wzrokiem patrzysz w nicość. Choć patrzysz, to nic nie widzisz. Nie
interesuje cię to na co patrzysz… nic cię nie interesuje. To „pierwsza myśl”
zaczęła łaskotać. To mrowienie to cyniczne łaskotki. Twój wzrok jest niemalże
martwy… linia twojego spojrzenia zmienia się w linię ognia i nikt nie jest w
stanie jej przekroczyć. Patrzysz.
Patrzysz. Minutę, pięć, pół
godziny, godzinę, dwie… sam nie wiesz. Zatraciłeś się w tym. Nie potrafisz tego
opanować, nie wiesz co się wtedy dzieje. Czasem to trwa przez moment, czasem
bardzo długo. Zdarza się wszędzie. Nie rozumiesz tego, nie wiesz dlaczego…
Próbujesz sobie odpowiedzieć na pytanie czy ci to przeszkadza, czy sprawia przyjemność.
Nie potrafisz tego ocenić.
Czy na coś czekasz? Może na to aż
ktoś spróbuje wejść w linię ognia twoich oczu?
Znam dobrze ten stan, ja mam kilka takich natrętnych myśli, które towarzyszą mi bez względu na to, co robię. Tak jak u Ciebie, kryją się za najzwyklejszymi codziennymi czynnościami-jedzeniem czy siedzeniem przy kompie. Najlepiej byłoby przegnać je jakoś, cóż jednak zrobić, kiedy każda z nich siedzi w głowie tak mocno... że czasami chciałoby się wygonić je w bardzo, bardzo zdecydowany sposób. Trzebaby jeszcze takowy znaleźć...Dobrze by było nie poddać się rzeczywistości, ale po prostu nie jest to łatwe.
OdpowiedzUsuńSłońce zaczyna przygrzać, będzie lepiej.A najlepsze dla takiej monotonii jest działanie, znalezienie czegoś co nasz cieszy. codziennie coś dla przyjemności i świat od razu jest lepszy, nie taki egzystencjalny.
OdpowiedzUsuńKiedyś tak miałam... dręczące. Na szczęście się od tego uwolniłam i jestem w pełni spokojna.
OdpowiedzUsuńatakuj! nikt nie zgadnie, że ktoś jest w nim zakochany, jeśli tamta osoba nie będzie chciała nic dać po sobie poznać :) jej, dawno nie byłam tak 'na świeżo' zakochana, ech, wady (a może zalety?) długich zwiazków..
OdpowiedzUsuńa te kanapki z serem jako imitacja sensu życia to perełka.
Każdy z nas ma myśl, która dręczy nas dzień w dzień. Trzeba ją pokonać. Zastanowić się nad jej sensem. Trudno jest dać sobie spokój. Czasami nie idzie tego dokonać.
OdpowiedzUsuńJuż niedługo przyjdzie wiosna, a razem z nią słońce. Mam nadzieję, że i tutaj będzie trochę jaśniej. Bez tej dręczącej myśli.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI nachodzi Cię na refleksja: czy może to Ty tak bardzo się zmieniłeś, że już nie potrafisz się dogadać z ludźmi, przy których usta kiedyś się nie zamykały. I cisza nie była wówczas krępująca...
OdpowiedzUsuńI nawet nie wiadomo, jak to naprawić. Strasznie trudno jest powrócić do tej relacji. Wydaje mi się, że z wiekiem jest coraz trudniej (żeby nie było, że jestem jakimś znawcą... hehe, ale tak po prostu mi się wydaje)
Nie wiem, co mam napisać. Piszesz o monotonii i szarości, a design Twojego bloga odpowiada sam za siebie... Czarno, nudno, w dodatku wulgarnie i nijak 'z uśmiechem' do czytelnika. Oj, lodów na tym nie ukręcisz - nie wspominając o pozytywnym podejściu do życia, energii każdego dnia i sympatii społeczeństwa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Od samego początku czytania wpisu zaczełam sie zastanawiać co to za myśl. I szczerze mówiąc ja nigdy nie mam takich natrętnych myśli, przynajmniej nie codziennie zaraz po przebudzeniu. Ale wydaje mi się,że warto coś zrobić, by się jej pozbyć.
OdpowiedzUsuńWybacz,że dopiero teraz odpisuję, choc zadałeś mi pytanie parę dni temu. Mieszkam na podkarpaciu, ale nie wiem,czy skojarzyłbyś miejscowość, bo jest daleko od miejsca w którym ty mieszkasz, a dokładniej mówiąc przy samej granicy ze świętokrzyskim.
to uczucie zawsze i wszędzie. tylko czasem czuję je mocniej. czasem za często. czasem boli. czasem.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTO jest chemia !
OdpowiedzUsuń