Jakiś czas temu po przeczytaniu posta koleżanki Tarzanskiej zastanowiłem się nad OSTATNIM DNIEM ŻYCIA. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Ale chyba nie jestem jedyną osobą, która rozmyślała nad tym jak wyglądałby ostatni dzień życia. Mi akurat pojawił się bardzo klarowną wizję całej sytuacji. Podświadomość wysłała mi ten pomysł błyskawicznie ukazując jakieś ukryte obrazy. Nie wiem czy to kwestia horrorowych inspiracji i koszmarnych snów ale gdyby jutra miało nie być to dziś wyglądałoby tak:
… coś nagle go przebudziło. Jego lewa powieka była spowita
warstwą absurdu a prawa powłoką nonsensu. Mikołaj otworzył oczy przecierając je
mocno. Następnie strzepał z siebie kołdrę niedorzeczności i spuścił nogi na
podłogę. Siedział tak parę minut z twarzą schowaną w dłonie powoli dochodząc do
siebie. Musiał się rozbudzić, albo nawet wytrzeźwieć. Czuł, że kac zaraz zapuka
do drzwi jego głowy i wytrze buty o płaty skroniowe. Jego łepetyna
przezwyciężyła grawitację i podniosła się by zaczerpnąć oczyma odrobinę
rzeczywistości. Jednak to co zobaczył nie wydawało mu się ani trochę realne. W
oczy rzuciła mu się rozbita szyba … ktoś wybił okno, a przeciąg zamknął drzwi
do pokoju. Z całego rozgardiaszu jaki uczynił w pomieszczeniu wiatr Mikołaj wyłowił
wzorkiem kamień, który leżał na podłodze w asyście potłuczonego szkła. Podniósł
go, obejrzał i stanął jak wryty. Kamień był zimny, lodowaty i mimo, że
oblepiony papierem poranił jego dłonie. Nie poczuł tego, chwycił za klamkę …
przedpokój, kuchnia, salon, nawet kibel wyglądał jakby Malczewski z Tanatosem
urządzili sobie w mieszkaniu całonocną libację. Usłyszał spadającą na parkiet
kroplę krwi i przeszedł go dreszcz. Podświadomie wiedział, że musi potwierdzić
odbiór "kamiennej" przesyłki. Odwinął z kamienia poszarpaną kartkę papieru … „ZOSTAŁO
CI DWADZIEŚCIA CZTERY GODZINY”
***
Pstryk, pstryk, pstryk
… odpalił papierosa i zaciągnął się najmocniej jak tylko umiał. Dym tytoniowy
sprawiał wrażenie czystszego niż otaczające go powietrze. Mikołaj siedział
skulony na balkonie obserwując przeźroczystą okolicę. Toksyczny powiew
przerażenia uderzył go mocną falą i niósł ze sobą głośne szmery.
Niezidentyfikowane szepty złożyły się w
całość mówiąc „Umrzesz. Dwadzieścia cztery godziny – umrzesz”. To nie był sen,
to nie był kac … Mikołaj mimo wszystko myślał już bardzo trzeźwo i wiedział, że
to dzieje się naprawdę. Był pewien,
pewien do bólu. Ostatni dzień jego życia: dwadzieścia – już – trzy
godziny. Jakkolwiek dobitnie by to nie brzmiało miał świadomość tego co się
niedługo stanie. Wiedział też, że musi ten czas wykorzystać. Mikołaj miał plan.
Chciał coś udowodnić samemu sobie. Mimo tego, że już nic nie zależy od niego
pragnął pokazać sobie i światu, że to on trzyma życie w swoich rękach.
Przynajmniej te ostatnie godziny. Nie miał czasu na spełnianie wszystkich
marzeń – było ich za dużo. Ale było coś co mógł wtedy zrobić. Zostawić cząstkę
siebie, wyjawić tajemnicę i się pożegnać. Ubrał się, połknął dwie tabletki
swojego ulubionego Xanaxu i wyszedł na śmiercionośny spacer.
***
Pierwszą część planu już zrealizował – zostało mało czasu. Pędził
niemiłosiernie nie zauważając znaków drogowych i czerwonych świateł. Złamał
chyba wszystkie przepisy ruchu drogowego ale sprawiało mu to przyjemność … jego
oczy płonęły. Szaleńczy wzrok wypatrywał swojego upragnionego celu. Opony
żarłocznie połykały następne kilometry nie patrząc na żaden savoir-vivre.
Adrenalina płynąca w żyłach Mikołaja zniwelowała poczucie upływających sekund. Był
już na miejscu. Zaparkował tuż przed jej domem. Wiedział, że Magda była w
domu – krzyczał i walił w klakson. Wybiegła
z domu lekko zdezorientowana gdy on stał oparty o karoserię samochodu. Jego
spokojna i powściągliwa twarz kontrastowała z jej rozbieganym wzrokiem i
szybkim oddechem. Prosto z mostu zakomunikował jej ostateczne pożegnanie. Nie
dał dojść Magdzie do słowa ani na sekundę … chaotycznie przedstawiał swoją
zgubną wizję, nie wyjaśniając dokładnie co się stało. Z całego bałaganu słów
dziewczyna wyłowiła tylko, że Mikołaj odchodzi na zawsze – w głowie pojawiło
się jej setki pytań. Myślała, że chce gdzieś uciec, nie wiedziała tylko gdzie.
Chwycił ją nagle za brodę łapiąc kciukiem i palcem wskazującym dociągając mocno
do samochodowej maski. Zbliżył do niej swoją twarz cały czas patrząc jej prosto
w oczy i pogłębiał to spojrzenie z każdym oddechem. Jego usta wyartykułowały najbardziej dobitne słowa jakie kiedykolwiek
usłyszała. „Kocham Cię!” – usłyszała jeszcze parę razy powtórzone przez
nierealne echo odbijające się od ścian jej głowy. Do swojego szczerego wyznania
dodał jeszcze kilka słów – ostatnich słów. Zdradził jej, że napisał bardzo
długi list w którym zawarta jest jego największa tajemnica – ta, której nie
zdradził nikomu i nie przyznawał się do niej przed samym sobą.
- Wiesz gdzie go schowałem, znajdź go i zrób to co trzeba …
- Mikołaj, no co Ty?!
- Nie becz, zrób to. Żegnaj bejbe.
Magdalena wiedziała już, że to koniec. Koniec jego, koniec
jej i ich wspólny koniec. Doszło też do jej świadomości to, że teraz ona ma jakąś misję. Zostawił w jej rękach zwieńczenie swojej tajemniczej
egzystencji. Wystarczyła sekunda by zatraciła się w tej myśli, lecz szybko się
ocknęła gdy Mikołaj pocałował ją mocno wbijając się w jej suche ze strachu
usta. To był ich PIERWSZY pocałunek …
***
Spełnił swój plan. Napisał najdłuższy list w swoim życiu,
wyrzucił w nim wszystko co dręczyło go przez kilka ostatnich lat.
Tajemnicze wyznanie czekało już tylko aż Magda je odnajdzie … zrobił wszystko
co tylko mógł i wierzył, że dziewczyna zrobi to co trzeba. Jemu pozostał już tylko ostatni akcent marnego
żywota. Był jednak z niego zadowolony i czuł dumę z każdego swojego wyboru.
Zawsze decyzje podejmował sam, nigdy nikogo nie słuchał – chciał być niezależny
za wszelką cenę. Zdecydował więc uprzedzić swoje przeznaczenie. Wolał osobiście
wybrać śmierć niż tak po prostu się jej poddać. Wyciągnął ze schowka kradzioną
Berettę ... - zwymiotował resztkami gęstego strachu i pozostałościami Xanaxu - przyłożył ją do skacowanej skroni i bez namysłu pociągnął za cyngiel.
TO NIE ŚMIERĆ WYBRAŁA
MIKOŁAJA – TO MIKOŁAJ WYBRAŁ ŚMIERĆ.
A weź.. masakra, wtedy nawet jak już zaczniesz to coś robić, to robisz to z wielkim niezadowoleniem. ^^
OdpowiedzUsuńA czyli piękne słońce dopiero do Ciebie dotarło? :) Wyprawa udana? :)
To chyba w tym wypadku będzie to kierownica, bo siodełko ostatnim czasem już regulowałam.
Kurcze, nie serwuj mi takich opowieści w nocy, ja wtedy INACZEJ myślę! szczególnie, że od pewnego czasu już zajmuje mnie temat śmierci, w fizycznym i duchowym wymiarze. Swoją drogą, w poprzednim roku szkolnym zaczęłam czytać książkę w całości poświęconą tematowi śmierci. Tylko że to była książka dla archeologów... Strona fizyczna rozkładu ciała była opisana fascynująco, w oparciu o medycynę, sposoby grzebania ciał i takie tam. Nawet ja wymiękłam w połowie, a mnie bardzo trudno obrzydzić. Ale kiedyś do niej wrócę, bo mimo wszystko była fascynująca. Fascynacja śmiercia jest chyba naturalna dla gatunku ludzkiego. I strach przed nią. I pragnienie zarządzania swoim życiem. Zastanawia mnie, czy umiałabym zrobić tak jak Mikołaj. Jestem słaba duchem-czy nie bałabym się? To tak, jak bać się wsiąść do innego autobusu, w nadziei, że ten twoj ma tylko spóźnienie, że może jednak przyjedzie...
OdpowiedzUsuńJeeezu, mam nawet autobusowe porównania, piszę tylko o pociagach, niech mnie ktoś wyciagnie z tego wariactwa!
Ciary! jezuuu nie wiem jak bedzie wygladal moj ostatni dzien i nie wiem kiedy on bedzie ale marze , marze o dniu kiedy po prostu zasne.. i bez bolu wydam ostatni oddech..
OdpowiedzUsuńWiesz, pogłębiłeś mój niezwykle mroczny nastrój. I trochę wymiękłam.
OdpowiedzUsuńojej,
OdpowiedzUsuńchcę mieć spokojną śmierć, ale póki co nie zamartwiam się tym bo nie mam ochoty zmagać się z tym co już kiedyś było
wiele razy myśli samobójcze męczyły moją głowę i szczerze powiedziawszy - nie mam w sobie na tyle odwagi, żeby dopuścić się czegoś takiego. swoją drogą - czytając to, miałam ciarki na plecach. pobudziłaś moją wyobraźnię, wreszcie trochę się otrząsnęła z kurzu :) i tutaj widzieć Beksińskiego bardzo miło, podobają mi się jego obrazy :)
OdpowiedzUsuńSłodko (słówko którego nadużywam, wyrażające tak naprawdę wszystko. W tym wypadku oznacza- nie lubię takich tematów. Śmierć zbyt mnie zajmowała, za dużo czasu straciłam na myślenie o niej, chce teraz od niej odpocząć. Doskonale rozumiem postawę Mikołaja, właściwie jedna z najwłaściwszych, jakkolwiek to brzmi. Ale trzeba wszystko dawkować, a już zwłaszcza myślenie .)
OdpowiedzUsuńZaskoczę Cię - bywam tu częściej:) Tylko nie zawsze mam czas i siły skrobnąć kilka słów:P
OdpowiedzUsuńNo naprawdę nie ma nic lepszego o 23:46 niż taka opowieść. Dzięki Tobie dłuuugo nie zasnę :C
OdpowiedzUsuńAle mimo to, czuję niedosyt!
PS dziękuje za komplement! ;)))
A ja tam wolę o tym nie myśleć.
OdpowiedzUsuńświetna lektura o 1:30 tuż przed snem :*
OdpowiedzUsuńja się chyba raczej nie zastanawiałam nad tym, co bym zorbiła ostatniego dnia, ale na pewno nie popełniłabym samobójstwa.
podoba mi się opowieść, najbardziej chyba pierwszy akapit :)
Nie podoba mi się. Nie chodzi o język, o pomysł. Tylko o samobójstwo. Zawsze uważałam, że śmierć zadana samemu sobie jest bez sensu. Ale każdy ma inne zdanie, inny światopogląd.
OdpowiedzUsuńCzęsto spotykam się na różnych stronch z pytaniami " co byś zrobił gdyby jutro był ostatni dzień twojego życia". Ale nigdy mi nie przyszło do głowy,że to życie może się skończyć przez samobójstwo. Dlatego uważam,że koniec jest ciekawy.
OdpowiedzUsuńTeż sie zastanawiam nad tym, czy nie opublikować tego opowiadania na blogu... Ale nie jestem pewna swego-mam wrażenie, że jest ono trochę przesadzone, dziecinne... A bardzo trudno ocenić mi własne dzieło. Na pewno jest mocno psychodeliczne-nawet moja polonistka nie do końca zrozumiałą, co sie kiedy dzieje i o co chodzi. Ale nie wiem, czy jest dobre, czy po prostu szokujące, ale bez poważnego przesłania, bez myśli.
OdpowiedzUsuńPożyczyłam wydruk koledze, ktorego też oczywiście zainteresowała opinia pani (jak coś jest kontrowersyjne to wszyscy na to lecą, cóż), ufam mu- zobaczę, jak je w poniedziałek oceni. Myśle, że otworzy mi oczy na coś, czego wcześniej nie zauważyłam. Wtedy pomyślę, czy nie opublikować go na blogu.
Podoba mi się ten "Złoty Wilk". Za sam Sanok już mi sie podoba! Kto wie, może uda mi się go zdobyć w jakiejś bibliotece?
Pozdrawiam
Genialny tekst, miałam wrażenie, jakbym czytała fragmenty jakiejś książki :)
OdpowiedzUsuńJa dokładnie nie zastanawiałam się nad moim ostatnim dniem. Wiem na pewno, że chciałabym go spędzić z najważniejszymi dla mnie osobami. Podobnie jak Ty, zwierzyłabym się im ze wszystkiego, co do tej pory we mnie siedziało, wyznałabym swoje uczucia w stosunku do nich, podziękowałabym za wszystko... Z pewnością napisałabym również list, gdyż pisanie wychodzi mi o wiele lepiej niż mówienie.
Mój nagłówek pochodzi z "Nietykalnych". Świetny film, naprawdę polecam. Oglądając go przy okazji można też zobaczyć, jak wygląda moje życie... :)
Kurcze człowieku jak Ty piszesz! Mega to!
OdpowiedzUsuńHmm... co bym zrobiła gdyby jutra miało nie być? Pomyślę nad tym!;)
Wiele osób jak pomyśli o swoim ostatnim dniu, zaraz mówi, ze chciałoby wtedy zrobić coś o czym zawsze marzyło, a nie miało okazji... skok ze spadochronem, odwiedzenie piramid, itd. A ja myślę, że usadowiłabym się wtedy przed telewizorem, z rodzinką i chłopakiem obok i obejrzała kilka ulubionych filmów, objadała się popcornem i czekoladą, wypiła dobrą whiskey i zaprawiła to papieroskiem. Po co szukać idealnych zakończeń gdzieś daleko, kiedy te w pełni satysfakcjonujące są tuż obok ? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! :D
Jeeeeeju. Świetne, choć trochę chore. Mi to się ostatnio wszystko wydaje jakoś psychiczne :o Ja to nie wiem, co bym zrobiła. Naprawdę, nie potrafię sobie tego wyobrazić.
OdpowiedzUsuńFacet z mocną wyobraźnią, to lubię :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się pobudzić Twoją wyobraźnię;)
UsuńP.s. Może kiedyś zajmiesz jego miejsce...?