Święta, święta i po świętach …
Nigdy nie przepadałem za świątecznymi okresami. Ale TA Wielkanoc jakoś mnie
zainspirowała, skłoniła do przemyśleń i zweryfikowania mojego myślenia na te
tematy. Nigdy nie byłem jakoś „specjalnie wierzący”. W podstawówce chodziłem do
Kościółka z mamusią i tak dalej i tak dalej … No cóż najpierw mnie ochrzcili,
później ubrany w białą kieckę wziąłem pierwszą Komunię Świętą, no a na koniec świadomie
wybrałem Bierzmowanie (może się kiedyś przydać).
Już przed bierzmowaniem nie byłem
wielkim fanem Kościoła, ale wiedziałem że kiedyś ten papierek może być moim
asem w rękawie. Bierzmowanie niestety nie nawróciło mnie ani trochę … a wręcz
przeciwnie. Porzuciłem niedzielne wyprawy do świątyni na rzecz długiego spania.
Nie byłem na Mszy jakoś chyba od
dwóch, trzech lat … aż do piątku, Wielkiego Piątku (tak wiem, w Wielkie Piątki nie ma Mszy, ale nie wiem jak to inaczej
nazwać).
Na szczęście nie
była to zwykła zamulona Msza z naiwnym kazaniem i sztucznym przekazywaniem
sobie „znaku pokoju”. Duszpasterze
zaserwowali mi i moim uszom prawie dwugodzinną śpiewaną scenę męki pańskiej (a
śpiewali dobrze!).Można było poczuć w ich śpiewie emocje i duszę. I to właśnie
było to czego nigdy wcześniej nie udało mi się znaleźć w Kościele.
„Eli, eli lama
sabachthani”
Te słowa były
punktem kulminacyjnym … wyśpiewane w taki sposób, że ciarki na skórze niewystarczająco
opisują moją reakcję … wewnętrzną. Echo odbijające się od ścian dodało głosowi
jeszcze większego pierdolnięcia. Wreszcie gościu z ambony brzmiał jakby był
stuprocentowo przekonany w słowa które wypowiada, wreszcie był wiarygodny.
Jestem daleki od diametralnych zmian … ale jednak poczułem jakiś impuls … dość zaskakujący i wprawiający I nie mam tutaj jakiejś zaskakującej pointy …
niestety.
Ale może tak powinny
wyglądać prawdziwe Święta? Powinny mieć prawdziwą duszę.
Zamiast corocznej „szopki”, którą wszyscy odbębniają
poczuwając się do obowiązku zrobienia epickiej biesiady dla swojej rodzinki.
Swoja drogą jedzonko było przednie …. Ciąża spożywcza!
Ja chyba jestem wyjątkowo odporna na takie bodźce. Przyznaję, jestem osobą niewierzącą, do tegorocznego Bierzmowania idę, aby "zadowolić" rodzinę. Świąt się w moim domu nie obchodzi, moja mama też nie przywiązuje do tego wagi, nigdy nie przeżywałam w jakichś niezwykły sposób żadnej mszy, żadnego katolickiego wydarzenia.
OdpowiedzUsuńAczkolwiek, wiesz, właściwie, to chciałabym doświadczyć podobnego impulsu, jak Ty. Nie wiem, może by mi coś pod tą rudą czupryną wreszcie zaświtało, choć szanse marne.
Ja świąt nigdy nie lubiłam, nigdy takowych nie miałam.A w tym roku było inaczej - owszem, bez rodziny, ale z wyjątkowymi ludźmi i to się liczy :)
OdpowiedzUsuńA teraz tak, święta i po świetach :)
Myślę, że przeżyłeś nie lepiej święta niż nie jeden z nas. To jest to o co naprawdę w nich chodzi.
OdpowiedzUsuńMasz namyśli LEPIEJ czy NIE LEPIEJ ?
Usuńbo nie wiem czy to "nie" to pomyłka ?
Ostatnio chciałam też poczuć taki "impuls", jak to nazwałeś. Chciałabym, by wiara i kościół był dla mnie jakąś wartością. Coś, co szukam w tym świecie tam znaleźć... więc zazdroszczę Ci bardzo. Mam nadzieję, że potoczy się tak, jak byś tego chciał. :)
OdpowiedzUsuńCiążka spożywcza i u mnie :D
OdpowiedzUsuńTen kościół dziwny jest. Bo jest sporo gadania o niczym i wspomnianej wyżej sztucznizny, ale są i całkiem niezłe duchowe przeżycia i sporo inspirujących ludzi. Tylko że jak już miałabym gdzieś należeć, to na pewno dopiero po zaakceptowaniu wszystkich zasad. Czyli odpada.
A śpiewanie kościelne, czytaj: chórek pań po 70-stce raczej mnie nie zachęca.
ta piosenka mnie stresuje. w kościele nie byłam nie wiem od kiedy, ale nie odczuwam kompletnie żadnej potrzeby. nie umiem się nawet modlić.
OdpowiedzUsuńJa w kościele nie byłam od bierzmowania od 4 lat. Raz- dwa razy do roku podczas świąt szłam, ale te niedzielne wyprawy odpuszczam tak samo jak Ty na rzecz dłuższego spania ewentualnie nauki lub internetu. Wkurza mnie to pieprzenie księży. Dlatego dochodzi na religii do sporów między mną a księdzem, bo czasem gada takie głupoty, że to się we łbie nie mieści.
OdpowiedzUsuńChyba będę wyjątkiem... Do kościoła chodzę co niedziele jeszcze do niedawna chodziłam też na msze szkolne a czasem na pierwsze piątki miesiąca też... Oczywiście zarzekałam się wśród rodziny i znajomych ze gdyby mi rodzice nie kazali to oczywiście by mnie tam nie było. Ale chyba dorosłam... nie wiem... Moja rodzina jest blisko z Bogiem (oczywiście nie wygląda to tak że wszyscy pół dnia na kolanach odmawiają różaniec) Ale Bóg jest obecny w naszym życiu... Wielki Czwartek, Wielki Piątek, Wielka Sobota, niedziela i poniedziałek i całe to triduum paschalne zawsze było najnudniejszym okresem w całym roku i już wolałam szkolę niż święta Wielkanocne az tu nagle przestałam sie nudzić... Serio... poczułam coś takiego... nie wiem jak by to opisać... Bo Jezus za nas umarł... I jeśli choć cząstka tej całej religii to prawda to warto się w to wgłębić... Wkurzają mnie ludzie którzy jako wymówkę (tak ... to jest tylko wymówka zwykłego lenistwa) mówią że kościołowi zależy TYLKO na pieniądzach a większość księży to pedofile i pierdolą głupoty na kazaniu... Założę sie ze ludzie którzy tak mówią nigdy nie spotkali księdza pedofila... (A ponoć jest ich tak wielu) JA miałam bardzo nudnego księdza i poszukałam takiego który mi odpowiada... Może jest wielu "dziwnych ludzi kościoła" Ale jest też wielu fantastycznych... nie powielajcie stereotypów innych tylko powiedzcie coś od siebie...
OdpowiedzUsuńŻeby mówić źle nie tylko o kościele ale o czymkolwiek trzeba to najpierw poznać... A najgorzej o kosciele mówią ludzie którzy nic o nim nie wiedzą...