Czekałem na
autobus. Topniejący śnieg i delikatnie spadający deszcz potęgowały poczucie
szarości i ponurości okolicy. Brudne ulice, nieczysta atmosfera. Myślałem o
niczym, patrząc co chwilę na zegarek wyglądałem autobusu jak zbawienia.
Wpatrzyłem się przez chwilę na kałużę, która toczyła walkę z wszystkimi
przechodniami. W pewnym momencie obudziłem się z tego odrętwienia i wyłapałem
wśród ludzi kogoś ... kogoś kogo poznam zawsze i wszędzie. Kątem oka
zobaczyłem postać idącą z daleka. Musiałem ją znaleźć wzorkiem ... zawsze moje
oczy szukały jej widoku.
Chociaż pierwszy
w oko rzucił mi się wieniec który trzymała w rękach. Wielki smutny wieniec
pogrzebowy. Ona zasłonięta tą kolorową tarczą chowała się w ciemnych ubraniach.
Czerń i brąz dominowały wokół jej postaci. Cała ubrana na czarno ... rzadko się
jej to zdarzało. Ale i tym razem była ubrana nienagannie, wszystko dopasowane
tak aby eksponować jej piękno. Była olśniewająca ... zresztą jak zawsze.
Zbliżała się
powoli w moją stronę dostojnym i spokojnym krokiem. Wzrok miała wbity w
chodnik. Przyjrzałem się jej twarzy. Zawsze wydawała się być skupiona. Ale to
nie było spojrzenie z gatunku tych "zamyślonych" ... była skupiona
ale nie chodziło tylko o to. Jej twarz była spięta, mięśnie wydawały się być
zaciśnięte. Rumień na jej policzkach wyraźnie podkreślała ten efekt. I nie wiem
czy to tylko kwestia mocnego makijażu. Już wtedy wiedziałem, że jest smutna …
smutny wyraz twarzy. Potrafię to u niej poznać, chociaż minęło już wiele czasu
od naszej ostatniej rozmowy … to znam ją jak własną kieszeń. Jak wtedy gdy
umarł jej dziadek, przeżywała to bardzo. Jednak do dziś nie wie, że co roku
odwiedzam grób jej dziadka.
Gdy
nadszedł odpowiedni i wyczekany moment, rzuciłem wesołe i odważne ale
jednocześnie nieśmiałe „Cześć Paulina”. Zdezorientowana podniosła głowę i
zdezorientowanymi oczami spojrzała na mnie. Nie wiem czy zauważyła mnie dopiero
teraz czy widziała mnie już z daleka. Po chwili zawieszenia … jej twarz nagle
zmieniła swoją postać. Na sekundę rozjaśniała, rozluźniła się a wszystkie złe
emocje być może na tą chwilę uciekły wraz z ruchem jej rzęs. Tak … uśmiechnęła się.
Zawsze uwielbiałem jej uśmiech, któremu towarzyszyły szeroko otwarte oczy,
dołeczki w policzkach i śnieżnobiałe zęby.
Komuś jej uśmiech mógłby wydawać
się sztuczny … ale ona zawsze się tak uśmiechała. Piękny i skromny uśmiech od ucha
do ucha.
Szczerze
mówiąc to nie pamiętam czy wydobyła z siebie jakiś dźwięk. Po prostu nie
pamiętam … byłem zahipnotyzowany. Albo nie słyszałem. Ruszyła delikatnie ustami
... Ale to i tak wystarczyło. Zrozumiałem ją doskonale bez słów i chyba dobrze
o tym wiedziała.
Znów
spuściła głowę w dół omijając złośliwą kałużę. I poszła dalej. Swoim krokiem
wystukiwała smutny rytm. Odprowadziłem ja wzrokiem … aż zniknęła za zakrętem.
Dopiero wtedy poczułem, że „coś” co kryje się pod moją lewą piersią zaczęło
uderzać ze zdwojoną siłą.
Jestem ciekaw czy to był pogrzeb
kogoś jej bliskiego …
ładny opis, choć sceneria dość przygnębiająca. też nie lubię się przyznawać do posiadania serca.
OdpowiedzUsuńTo przykre...
OdpowiedzUsuńA tak całkiem z innej beczki... pytałeś o tą siłownię... To jest tak że ja to polubiłam ale zaczęłam od kupienia karnetu (nie są tanie) więc tak jakby sama się zmusiłam by tam chodzić i wykorzystać go na maxa... (po prostu szkoda pieniędzy na opierdalanie się jak już i tak zapłaciłam z góry) A moja siłownia do tego oferuje dużo ciekawych zajęć właśnie w cenie karnetu więc jest dość ciekawie.
Pozdrawiam
agusia2205
Może po prostu jesteśmy na podobnych etapach w życiu?
OdpowiedzUsuńMoże kochamy... i tęsknimy.
Przykre... widać w tym wszystkim że za nią tęsknisz... i że w jakiś sposób dotyka Cię jej smutek... przynajmniej ja to tak zinterpretowałam... Jakbyś ją naprawdę kochał... (nie ważne jakiego rodzaju ta miłość jest)
OdpowiedzUsuńWszystkiemu towarzyszył tak strasznie wszechogarniający smutek... Myślę ze to jest główną podstawą podobieństwa... do tego miłość i tak wielka tęsknota... chęć pomocy a zarazem straszna niemoc.
OdpowiedzUsuńTeż widzę to podobieństwo(więc chyba coś w tym jest)... Choć ja również bardzo dużo rzeczy nadinterpretuję.
Czasem spotykamy w życiu ludzi którzy nigdy nie będą nam obojętny a ich smutek zawsze będzie naszym smutkiem ... Których zawsze będziemy kochać bez względu na to jaki okres czasu nas rozdzielił czy jak bardzo jesteśmy szczęśliwi z kimś innym. Miłość jest dziwna... A jej odmian jest tak dużo że nie wiem czy ktoś kiedyś się ich doliczył.
OdpowiedzUsuń